Od 1979 roku...

40 latTeatr Skene to grupa teatralna, skupiająca dzieci i młodzież z Włocławka i okolic. Działa od 1979 roku przy włocławskim Teatrze Impresaryjnym, od początku pod opieką Mieczysława Synakiewicza. Jest to częściowo stały zespół, jednak reżyser dwa razy w roku organizuje castingi, na których poszukuje kolejnych młodych talentów, gotowych zagrać w konkretnym przedstawieniu.

Repertuar Teatru Skene to zarówno klasyczne baśnie i bajki dla dzieci ("Czerwony Kapturek", "Alicja w Krainie Czarów", "Pinokio" i inne), jak i współczesne pozycje dla dzieci i młodzieży ("Koszmarny Karolek", "Ludwiczek", "Rodzina Addamsów", "Cwaniaczek", "Babcocha"). Wszystkie dotychczasowe przedstawienia zobaczyć można w zakładce PREMIERY.

Teatr Skene wyróżnia nie tylko młoda obsada, ale przede wszystkim niezwykle profesjonalne przygotowanie spektakli, wynikające z dużego zaangażowania zarówno młodych aktorów, jak i reżysera oraz wszystkich pracowników Teatru.

 

O Teatrze Skene z jego założycielem i opiekunem - Mieczysławem Synakiewiczem

(rozmowa z dnia 28 marca 2015 r., udostępniamy dzięki uprzejmości portalu ddwloclawek.pl)

Obserwuję pana od kilku tygodni w trakcie prób do najnowszej premiery i jestem pod ogromnym wrażeniem pana zaangażowania. Tak jest niezmiennie od 35 lat?

Mieczysław Synakiewicz: Różnie bywa, zdarza się, że trochę udaję to zaangażowanie. Czasami praca z młodymi ludźmi jest ciężka. Muszę jednak panować nad wszystkim, szczególnie gdy w zespole jest rozprężenie. Dzieciaki często nie przejmują się tym że spektakl wychodzi źle. A gdy słyszę przed premierą: „a co się pan przejmuje, jakoś to będzie, zobaczy pan” – bywa, że brakuje mi cierpliwości.

To znaczy, że młodym ludziom nie zależy na tym, żeby dobrze wypaść?

Zależy, choć przyznaję, że kiedyś zależało bardziej. W ogóle granie w teatrze to jest pewna nobilitacja: dostać się z castingu, w którym startuje 40 osób, a wybierane są 4 osoby... Taki sukces bardzo motywuje do pracy.

Ale czy ta motywacja potem nie opada? Czy nie pojawia się charakterystyczne dla dzisiejszych czasów myślenie: „a co ja z tego grania właściwie mam”?

Nie, bo wbrew pozorom z grania ma się bardzo dużo. Przede wszystkim inną pozycję w szkole. Wielu naszych "aktorów" mówi mi, że nauczyciele inaczej na nich patrzą. Poza tym są zwalniani z lekcji w czasie, gdy wystawiane są spektakle – a to jest dla nich duża atrakcja.

Granie w teatrze rozwija także umiejętność funkcjonowania w zespole. Proszę zauważyć, że coraz więcej dzieci jest z rodzin małodzietnych, w których często są jedynym dzieckiem. Z tego względu niektórym bardzo trudno jest nauczyć się pracy zespołowej. Tu się zawiązują przyjaźnie, są wspólne wyjazdy, duża integracja. A z drugiej strony jeśli jedna osoba coś zrobi źle, to cały zespół za to ponosi konsekwencje.  

60a

Ja zauważyłam także, że dzieci grające po jakimś czasie zaczynają wyraźniej mówić.

To prawda, mówią ładniej i wyraźniej. Zawsze tłumaczę dzieciakom, że wszyscy lubimy słuchać ludzi, którzy ładnie mówią. A umiejętność poprawnego wysławiania się jest coraz rzadsza w dzisiejszych czasach. W dobie sms-ów i porozumiewania się za pomocą skrótów, dzieciaki nie mają jak uczyć się rozmawiać.  

Teatr uczy także śmiałości i występowania przed publicznością, a to może przynieść dzieciom konkretne profity w przyszłości. Rozwija się też umiejętność wysłuchania krytyki na swój temat i wyciągnięcia z niej wniosków.

Występy w Teatrze Skene mogą być początkiem kariery aktorskiej?

Zdarza się, że młode dziewczyny przychodzą na castingi, bo marzą o tym, żeby zostać aktorką. Po kilku latach grania w Skene zmieniają zdanie. Okazuje się bowiem, że bycie aktorem to nie jest taka fajna sprawa, jak to pokazują w telewizji, to przede wszystkim ciężka praca.

Pojawiają się oczywiście wielkie indywidualności, prawdziwe talenty, ale zdarzają się bardzo rzadko. Gdy ktoś taki przychodzi na casting, od razu się to czuje. W ostatnim czasie takie dwa talenty odeszły z teatru, w tym roku ci młodzi mężczyźni zdają maturę.

Aktualnie natomiast w grupie kilka osób, którą uczę wszystkiego od podstaw: dykcji, emisji głosu, ruchu, gestów scenicznych. Dodatkowo nie ma w tej chwili w zespole kogoś takiego, kto byłby „przywódcą stada”. Bo dla mnie zespół to stado, które musi mieć przywódcę - jednego z nich, który ma autorytet i potrafi ich uspokoić, ustawić, czasem krzyknąć. Nikogo takiego aktualnie nie ma.

Może po prostu upada autorytet starszych? Widzę na próbach, że nawet pana stanowcze prośby o ciszę nie zawsze skutkują.

Sądzę, że autorytetu starszych prawie w ogóle nie ma. Jedyną skutkującą metodą – którą na szczęście rzadko stosuję – jest natychmiastowe usunięcie z zespołu. Zdarzył się nawet przypadek, że spektakl miał być grany przed południem, bilety sprzedane, a ja przyszedłem rano i powiedziałem – wskazując na dwie osoby – że one już w nim grać nie będą. Odbyło się bez nich. Czasem tak trzeba.
 
To robi wrażenie na innych członkach zespołu?

Tak i zawsze to skutkuje, dzieciaki bardzo się tego boją. Zwykle młodym aktorom się wydaje, że skoro już grają, są w obsadzie, to nic im zrobić nie można. A tak nie jest.

Kiedyś z dyscypliną było lepiej?

Trudno powiedzieć. Kiedyś dzieciaki miały większą fantazję, do złych rzeczy również.

Może to kwestia aktualnego podejścia do wychowywania dzieci? W dzisiejszych czasach dzieci nie umieją się nudzić. Rodzice starają się, żeby dzieci ciągle były czymś zajęte.

I chyba czasem przesadzają, tak mi się wydaje. Dzieci nie mają czasu na nudę. Ja pamiętam czasy, gdy na założenie telefonu czekało się 15 lat, gdy telewizora nie było w ogóle, nie było komputerów i wszystkich innych elektronicznych gadżetów.

Dzieciaki miały większą wyobraźnię, bo się musiały czymś zająć. A teraz mają wszystko podane gotowe, w nadmiarze, że nie mają pojęcia, co wziąć. To samo obserwujemy u dorosłych: jesteśmy coraz bardziej konsumpcyjni i rozproszeni.

74 2

Widownia też się zmieniła?

Widownia jest zupełnie inna. W latach 80-tych graliśmy jeden spektakl przez 2-3 tygodnie non stop, kilkadziesiąt przedstawień dla szkół. Teraz szkoły rzadziej chcą przychodzić, chyba że jest wystawiana lektura. Próbujemy oczywiście zmieniać się, dostosowywać do współczesności.

A próbowaliście włączyć publiczność w przedstawienia?

To jest ryzykowne z młodymi aktorami, bo nigdy nie wiem, jak oni zareagują na scenie. Tym bardziej, że w tym wieku oni są bardzo podatni na reakcję widzów. Czasem widzę na spektaklach, gdy pojawiają się na widowni niespodziewane brawa czy śmiech, że aktorzy zaczynają się wygłupiać. Pojawiają się pomysły typu kopnięcie kogoś na scenie, by na widowni wzbudzić większy aplauz.

Mieliśmy takie przypadki – choć to było dosyć dawno – że w trakcie spektaklu młodzi aktorzy zaczęli zmyślać teksty, robić sonie tak zwane „jaja”, bo im było fajnie i widownia się z tego śmiała.

To jest dla nas trudna sytuacja, bo nie wiadomo co zrobić. Przerwać spektakl? Nie bardzo. Po występie wszyscy byli zdziwieni, dlaczego mam pretensje, skoro widownia była zadowolona. No radość była, tylko co to miało wspólnego z tym, co miało być przekazane? 

Takie sytuacje się zdarzają, bo spektakl na scenie to wydarzenie na żywo, nie ma się wpływu na wiele rzeczy. Choć przyznaję, że po tym incydencie wprowadziliśmy mocne rygory. W późniejszym czasie tego typu zachowania kończyły się natychmiastowym usunięciem z zespołu.

Nowych talentów poszukujecie dwa razy w roku na castingach. Jakie było zainteresowanie nimi na przestrzeni lat?

Bywało różnie. Ostatnio zgłasza się dużo osób, ale kiedyś na castingach był dużo wyższy poziom. Trzeba było kombinować, żeby zgłaszającym się osobom dać jakieś role, takie były dobre. Aktualnie jest gorzej z tym poziomem. Dzieciaki są rozkojarzone, szybko się nudzą. Zdarzają się też takie sytuacje, że przychodziły z rodzicami na casting, wchodziły na scenę i zaczynały płakać. Na pytanie, o co chodzi, słyszałem: „Bo ja nie chcę tu być, przyszedłem, bo mama mi kazała”. Niespełnione marzenia rodziców...i tak bywa.

Casting to taka gra w totolotka. Bo ile ja mogę dać dziecku czasu na castingu na zaprezentowanie się? Minutę? To zdecydowanie za mało. Casting powinien trwać miesiąc, dwa. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób na castingach odpada przez nerwy. Tymczasem po 2-3 tygodniach mogłoby się okazać, że wiele z tych osób ma do zaoferowania znacznie więcej – i w drugą stronę działa to tak samo.  

76 2

Zespół Skene to stała obsada?

Nie. Kiedyś tak było, ale teraz wybieramy na castingach osoby do danej premiery. Czyli nawet jeśli ktoś gra w danym spektaklu, nie musi grać w następnym. Chociaż uważam, że dziecko potrzebuje 2-3 lat, żeby nauczyć się dobrze grać. Staram się inwestować w młodych ludzi, ale dużo też zależy od nich samych, czy im się to nie znudzi. Niektórym się wydaje, że tu jest tak jak w szkole – 2-3 próby i występ. A w teatrze sceny powtarza się wielokrotnie i to dla tych dzieciaków jest nudne. Dlatego premiery z dziećmi powinno się robić krótko, najwyżej w 3 miesiące.

Młodzi aktorzy, którzy się sprawdzają, zostają w Skene do 10 lat. Raz się zdarzyła osoba, która grała 12 lat. Ale są też tacy, co do których po jednym spektaklu wiem, że nie będą już grali. Po ostatniej premierze „Dziadka do orzechów” odpadło bardzo dużo osób. Widziałem, że niczego więcej od nich nie wyciągnę, że dali radę coś zrobić, ale rozwoju już nie będzie.

Czego Pan się najbardziej obawia obserwując członków zespołu?

Tak zwanego „gwiazdorzenia”. To jest fatalna rzecz. Trzeba nad tym bardzo panować, bo zdarzały się przypadki, że odtwórca głównej roli z pogardą traktował tych, którzy grali role mniejsze. Pojawia się też rywalizacja między tymi, którzy dłużej grają, bo każdy z nich chce zagrać dużą rolę. W takich okolicznościach zdarzały się donosy, próby niszczenia innej osoby – taki przejaw wyścigu szczurów, niestety bardzo ludzkie zachowania. Ale tak wygląda cały show-biznes, który my z tej ładniejszej strony oglądamy w telewizji.

Młodzi aktorzy nigdy nie otrzymywali żadnych profitów za granie w teatrze?

Nie, broń Boże! Ich profitem jest to, że w ogóle są w zespole. I tak dobrze, że za to „bycie w zespole” nie muszą płacić, bo gdzie indziej udział w takich zajęciach jest płatny. Kilkanaście lat temu władze kulturalne naszego miasta chciały, żeby wprowadzić takie opłaty za przychodzenie na próby teatru Skene. Ja nie rozumiałem tego pomysłu – bo jak obliczyć należną kwotę? Opłata miała być uzależniona od roli? Im większa rola, tym więcej się płaci? Ten pomysł na szczęście upadł. Ale faktem jest, że przychody z biletów absolutnie nie pokrywają kosztów.

Mimo tego, że teatr znów staje się modny?

Jeśli rzeczywiście tak jest, to dobrze.

Czy ma Pan jakieś wskazówki dla tych, którzy chcieliby spróbować swych sił w teatrze? Jakie powinien mieć cechy kandydat, który chce dołączyć do zespołu Skene?

Osobowość!

Ale to jest całkowicie niezmierzalna cecha!

Wiem. Ale taką osobowość teatralną poznaje się od razu. Ja tego nie umiem nazwać, to po prostu widać, jak tylko ktoś taki wejdzie na scenę. W Skene były takie osobowości. Szukam ich zawsze, bo jak jest kilka takich osób w zespole, to już można robić dobry spektakl.

 

Chcesz do nas dołączyć? Zajrzyj do zakładki "zespół"!

 

 laur